Jest taki stan ducha, który nie krzyczy, nie dramatyzuje, nie wywraca życia do góry nogami. Przychodzi powoli, niemal niezauważalnie. Sprawia, że wszystko traci smak. Nie chce ci się wstawać, ale nie jesteś zmęczony. Nie chce ci się pracować, ale to nie lenistwo. Nie chce ci się rozmawiać, ale to nie depresja. To zniechęcenie.
Każdy to zna. Budzisz się rano i już ci się nie chce. Patrzysz na listę rzeczy do zrobienia i od razu masz ochotę ją spalić. Praca? Nuda. Ludzie? Męczący. Sens? A jaki to wszystko ma sens?
Zniechęcenie jest jak mgła – nie pojawia się nagle, ale stopniowo wkrada się w nasze życie. Dzień po dniu osłabia naszą energię, wysysa radość, sprawia, że to, co kiedyś było ważne, teraz wydaje się bez znaczenia. I zanim się zorientujesz, wpadasz w pułapkę duchowego lenistwa – nie chce ci się myśleć, nie chce ci się czuć, nie chce ci się być.
To nie jest zwykłe zmęczenie. To coś głębszego. Coś, co sprawia, że tracimy siłę do bycia sobą. I nagle zamiast tworzyć, tylko konsumujemy. Zamiast działać, przewijamy ekran telefonu. Zamiast rozmawiać, wzruszamy ramionami.
Niektórzy nazywają je duchowym znużeniem, inni lenistwem duszy. W dawnych czasach mówiono o „acedia” – stanie, który podstępnie osłabia wolę, odbiera sens i zostawia człowieka w szarości. Nie chodzi tu o zwykłą nudę czy chwilowy spadek motywacji. To coś głębszego. To uczucie, że nic się nie zmienia, że twoje działania nie mają znaczenia, że po co się starać, skoro i tak nic z tego nie będzie?
Zniechęcenie nie potrzebuje wielkich powodów. Czasem pojawia się po niepowodzeniu, czasem po długim okresie wysiłku, a czasem… bez wyraźnej przyczyny. Szepta ci do ucha: „Daj sobie spokój”, „Po co się angażować?”, „To bez sensu”. I jeśli mu ulegniesz, wpadniesz w pułapkę, z której trudno się wydostać.
To nie to samo co depresja – ona jest chorobą, potrzebuje leczenia i wsparcia. Zniechęcenie jest stanem ducha, który możesz przezwyciężyć, ale wymaga to wysiłku. A to właśnie on jest największym wrogiem tego stanu.
Bo zobacz – im bardziej ci się nie chce, tym mniej robisz. Im mniej robisz, tym bardziej czujesz, że wszystko jest bez sensu. A im bardziej wszystko jest bez sensu, tym głębiej zapadasz się w siebie. I tak koło się zamyka.
Jak z tego wyjść? Czy można z tym walczyć? Można. Ale nie siłą. Bo zniechęcenie nie znika od kopniaka. Ono wymaga innej broni – ruchu, obecności, sensu.
Po pierwsze, rusz się. Dosłownie. Idź na spacer, posprzątaj, ugotuj coś, napisz kilka zdań w notesie. Zniechęcenie żywi się bezczynnością.
Po drugie, nie słuchaj głosu, który mówi ci, że nie warto. Warto. Nawet jeśli dziś tego nie czujesz, nie oznacza to, że to prawda. Bądź tu i teraz, naprawdę. Zauważ ludzi, rzeczy, drobiazgi. Nie uciekaj w ekran, nie chowaj się za obojętnością.
Po trzecie, nie czekaj na motywację – ona przyjdzie dopiero wtedy, gdy zaczniesz działać. Znajdź coś, co cię pociąga, nawet jeśli wydaje się dalekie.
Bo wiesz… Życie nie będzie cię zawsze ekscytować. Nie zawsze poczujesz „iskrę”. Ale czy to znaczy, że masz przestać żyć?
Więc pytam cię teraz: co wybierasz?
Najgorsze, co możesz zrobić, to dać się wciągnąć w pustkę, w której wszystko jest „wszystko jedno”. Bo jeśli pozwolisz, by zniechęcenie przejęło kontrolę, to stracisz nie tylko chęci, ale i życie, które na ciebie czeka.
Nie pozwól, by ten cichy złodziej zabrał ci to, co najcenniejsze – twoją wolność i radość z istnienia.

AgaPu
Pasjonatka natury i filozofii. Łączy profesjonalizm
z zaangażowaniem i unikalnym podejściem.