„Gdy pozwolicie powstać tamtemu, co jest w was, wtedy to, co macie, uratuje was. Jeśli nie istnieje tamto, co jest w was, wtedy to, czego nie macie w sobie, uśmierci was.”
To brzmi jak zagadka. Albo jak ultimatum. Coś w rodzaju: albo uruchomisz swoje wnętrze, to co masz w środku, albo przegrasz, zanim zaczniesz. I będziesz chodzić jak cień samego siebie. Choć na pierwszy rzut oka brzmi to groźnie, ja słyszę w tym zaproszenie. Do odwagi. Do autentyczności.
Każdy ma w sobie coś, co czeka, żeby się wydostać. Czasem to talent, który zamykamy w szufladzie, bo wydaje się niepraktyczny. Czasem emocja, której nie chcemy nazwać, bo odsłania za bardzo. Czasem zwyczajna prawda o nas samych, taka, którą łatwiej przykryć rolami i obowiązkami. To właśnie to „tamto”. I ono albo dostanie głos, albo zamieni się w ciężar.
Znasz to uczucie, gdy coś cię dusi od środka, a nie wiesz skąd? To często właśnie niewypuszczone „tamto”. Niewyrażone zdanie, niewykorzystana pasja, niewypowiedziana prawda. Wtedy świat zewnętrzny robi się coraz bardziej wrogi. Jakby wszystko, co masz, obracało się przeciwko tobie.
Ten logion mówi jasno: nie chodzi o to, co posiadasz na zewnątrz. Chodzi o to, czy uruchomisz wewnętrzny silnik. Jeśli tak, to wszystko, co masz, stanie się paliwem. Jeśli nie, to nawet najlepsze okoliczności cię pogrążą. Ile razy spotkałam ludzi, którzy mieli na pozór wszystko – dom, rodzinę, pieniądze – a czuli się martwi. I ilu widziałam takich, którzy stracili zdrowie, pracę, pewność jutra, a promieniowali siłą, której nie da się kupić.
Kiedy zakładałam Fundację, to właśnie to zdanie – choć wtedy go jeszcze nie znałam – chodziło mi po głowie. Bo La Cinta nie wzięła się z kalkulacji, że to będzie praktyczne czy opłacalne. Wzięła się z „tamtego”. Z buntu przeciw milczeniu. Z pasji do tworzenia. Z wiary w moc opowieści i sztuki. To „tamto” sprawiło, że powstała przestrzeń, w której ludzie po doświadczeniu raka mogą nie tylko przetrwać, ale oddychać pełniej.
„Tamto” zawsze burzy porządek. Każe zejść z wygodnych ścieżek. Popycha do rzeczy, na które wcześniej nie było odwagi. Nieważne, czy to warsztat arteterapii w małej sali, tekst pisany późną nocą, czy rozmowa z kimś, kto przestał wierzyć w sens.
Więc może pytanie brzmi – co jest twoim „tamto”? Co czeka, aż wreszcie przestaniesz to tłumić? Nie musi być wielkie. Może to chęć malowania. Może potrzeba mówienia prawdy. Może decyzja, że nie chcesz być trybikiem w cudzej maszynie. Cokolwiek to jest, jeśli to wpuścisz do życia, zaczyna się ratunek.
Bo jeśli nie uruchomisz tego, co masz w sobie – nawet najpiękniejsze rzeczy wokół nie uratują cię przed pustką. A jeśli pozwolisz „tamtemu” wyjść, nagle to, co masz – nawet jeśli niewiele – staje się wystarczające.
Ja też się czasem tego boję. Bo „tamto” bywa niewygodne, wbrew schematom, kłopotliwe. Ale kiedy już raz je wypuścisz, nie da się cofnąć. I to dobrze. Bo wtedy nawet jeśli świat nie klaszcze, ty przestajesz być swoim własnym wrogiem.
A jeśli będziesz je tłumić? Nie trzeba żadnego zewnętrznego kata. Sam siebie udusisz.
Dlatego pytam cię wprost – jakie jest twoje „tamto”? Co w tobie czeka, aż wreszcie przestaniesz je dusić?

AgaPu
Pasjonatka natury i filozofii. Łączy profesjonalizm
z zaangażowaniem i unikalnym podejściem.