Ułatwienia dostępu

Powrót

Bądźcie tymi, którzy przechodzą mimo

Jest w tym zdaniu coś, co mnie śmieszy i przeraża jednocześnie. „Przechodź mimo” – jakby ktoś dał nam instrukcję obsługi życia w jednym wersu. Proste, prawda? Tylko że w praktyce brzmi jak wyzwanie rzucone wszystkim naszym przywiązaniom, dramatom i kolekcjom gratów w piwnicy.

Bo spójrz – większość z nas żyje tak, jakby wszystko miało zostać na zawsze. Kupujemy meble, które „będą służyć przez pokolenia”, choć już za pięć lat znudzimy się stylem skandynawskim. Wchodzimy w relacje, jakby miały być jak umowa notarialna, a potem zdziwienie, że ktoś odchodzi. Traktujemy ciało, jakby było betonowym bunkrem, a nie namiotem na kilka dekad. A tu nagle ktoś mówi: halo, jesteś przechodniem.

I tu robi się ciekawie. Bo przechodzień nie znaczy: ktoś obojętny, zimny, oderwany od świata. Przechodzień to ktoś, kto jest w ruchu. Kto wie, że ten fragment drogi nie jest całą mapą. To ktoś, kto potrafi popatrzeć na własne dramaty z dystansem. Jasne, boli, ale wiesz – to też minie.

Czasem myślę, że życie naprawdę wygląda jak dworzec. Jedni wysiadają, inni wsiadają, ktoś zgubił walizkę, ktoś się wita po latach. A my – zamiast ruszać dalej – próbujemy zbudować salon na peronie, rozwiesić firanki i wstawić kwiatki. I potem płacz, że pociąg odjechał. No odjechał. Taki jest jego sens.

Ale w tym zdaniu jest jeszcze coś innego. Ono wyrywa nas z obsesji „mieć”. Zbierania, zabezpieczania, kumulowania. Bo jeśli jesteś przechodniem, to wszystko, co masz, jest tylko na chwilę. Ludzie, przedmioty, nawet emocje. Czy to smutne? A może właśnie wyzwalające. Bo jeśli nic nie jest twoją własnością, nie musisz pilnować tego jak smok złota w jaskini. Możesz po prostu przeżyć moment, a potem iść dalej.

Dla mnie osobiście to jest jedno z najtrudniejszych zdań z całej Ewangelii Tomasza. Bo kto z nas nie lubi się przywiązać? Do domu, do ludzi, do wspomnień, nawet do cierpienia. Zwłaszcza do cierpienia – ono potrafi być jak ulubiony stary sweter: gryzie, ale znajomy. A tu nagle ktoś mówi: puść. Idź. Nie buduj namiotu na drodze.

Czasem wydaje mi się, że to zdanie to nie tyle rada, co ostrzeżenie. Jeśli nie nauczysz się przechodzić mimo, będziesz wiecznie walczyć z tym, że życie i tak cię wyprzedza. Będziesz próbować zatrzymać rzekę w słoiku. A to się nigdy dobrze nie kończy.

Więc jak to zrobić? Nie mam złotego przepisu. Sama się tego uczę. Ale zauważyłam jedno – kiedy naprawdę pamiętam, że jestem tylko przechodniem, nagle wszystko staje się lżejsze. Kłótnia z bliskim – przestaje być końcem świata. Stres w pracy – trochę traci na ostrości. Nawet moje własne ambicje, które czasem dławią, stają się mniejsze. Bo wiem: to nie jest finał, to tylko fragment drogi.

I wiesz co? To naprawdę zmienia sposób patrzenia. Bo jeśli przechodzisz mimo, to zaczynasz zauważać. Drzewo, które mijałeś codziennie, nagle staje się piękne. Rozmowa z obcym w autobusie nabiera znaczenia. To, co ulotne, nagle jest jedynym, co naprawdę mamy.

Więc tak – przechodzę mimo. Ale nie jak ktoś, kto nic nie czuje. Raczej jak ktoś, kto chce zdążyć zobaczyć świat, zanim ruszy dalej.

 

 

Czas na Życie

AgaPu
Pasjonatka natury i filozofii. Łączy profesjonalizm
z zaangażowaniem i unikalnym podejściem.