Zazdrość to jeden z tych grzechów, które wszyscy znamy, ale rzadko się do nich przyznajemy. Łatwo jest powiedzieć: „Nie jestem zazdrosny, po prostu uważam, że komuś się nie należy”. Albo: „Nie zazdroszczę, po prostu mam poczucie sprawiedliwości”. W rzeczywistości zazdrość to uczucie podstępne – nie przychodzi w oczywisty sposób. Nie mówi wprost: „Chcę to, co ma on”. Zamiast tego podszeptuje: „Dlaczego on to ma, a ja nie?”. I od tego zaczyna się cała spirala myśli, które mogą zatruć człowieka od środka.
Historia pełna jest przykładów, w których zazdrość doprowadziła do nieszczęść. W mitologii greckiej to zazdrość Hery o Heraklesa uczyniła jego życie pasmem cierpień. W Biblii Kain z zazdrości zamordował Abla. W świecie polityki, biznesu, a nawet sztuki, zazdrość napędzała zdrady, oszustwa i konflikty. A jednak wydaje się, że dziś zazdrość jest jeszcze silniejsza niż kiedykolwiek. Żyjemy w czasach, w których codziennie konfrontujemy się z cudzymi sukcesami. Widzimy piękne życie innych w mediach społecznościowych. Patrzymy na ludzi, którzy osiągnęli więcej, mają lepsze domy, wyglądają lepiej, mają szczęśliwsze rodziny – przynajmniej tak nam się wydaje. I chociaż mówimy sobie, że to tylko obrazek, to gdzieś w głębi serca pojawia się ukłucie: „A dlaczego nie ja?”.
Zazdrość jest o tyle niebezpieczna, że działa na dwóch poziomach. Po pierwsze, odbiera radość z tego, co mamy. Kiedy ciągle porównujemy się z innymi, nasze własne życie zaczyna wydawać się gorsze, niewystarczające. Nie cieszymy się z tego, co osiągnęliśmy, bo zawsze jest ktoś, kto ma więcej. Po drugie, zazdrość sprawia, że nie potrafimy szczerze cieszyć się szczęściem innych. Sukces przyjaciela staje się powodem do frustracji, awans koleżanki – źródłem złości, a czyjeś szczęście – dowodem na naszą porażkę.
Najbardziej zdradliwe jest to, że zazdrość często przebiera się za sprawiedliwość. Mówimy sobie: „To nie fair, że on to ma, a ja nie”. „Ona nie zasłużyła na to, miała po prostu szczęście”. „On się wcale nie starał, po prostu znał odpowiednich ludzi”. Zazdrość znajduje usprawiedliwienia, żebyśmy nie musieli przyznać się do tego, co naprawdę czujemy – że boli nas cudzy sukces, bo wydaje nam się, że umniejsza nasz własny.
Nie chodzi o to, by całkowicie wyeliminować zazdrość – to uczucie jest naturalne i nieuniknione. Ale można nauczyć się je kontrolować. Można przekształcić zazdrość w motywację: jeśli zazdroszczę komuś sukcesu, mogę zapytać, co mogę zrobić, żeby osiągnąć coś podobnego. Jeśli czuję ukłucie, widząc czyjeś szczęście, mogę zastanowić się, co w moim życiu wymaga zmiany. Prawdziwa siła nie polega na tym, żeby nie czuć zazdrości, ale na tym, by nie pozwolić jej rządzić naszymi decyzjami.
Bo zazdrość jest jak trucizna – podawana małymi łyżkami, dzień po dniu, powoli odbiera radość z życia. Możemy się nią karmić, aż w końcu stanie się naszym głównym napędem, albo możemy nauczyć się ją rozpoznawać i nie pozwalać, by zatruwała nam umysł.

AgaPu
Pasjonatka natury i filozofii. Łączy profesjonalizm
z zaangażowaniem i unikalnym podejściem.